Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłkarska karuzela Krzysztofa Hrymowicza. Od finału Pucharu Polski do ligi bułgarskiej

raj
Rozmowa z Krzysztofem Hrymowiczem, piłkarzem Miejskiego Klubu Piłkarskiego Szczecinek, który na koniec kariery zawodniczej, wrócił do rodzinnego miasta.

Mija 10 lat od chwili, gdy przeszedłeś z Darzboru Szczecinek do Floty Świnoujście. Naliczyłem, że w tym czasie zmieniłeś 6 klubów. Który moment w karierze będziesz najmilej wspominał i pokazywał dzieciom na wideo?

Maj 2010 roku, finał Pucharu Polski w barwach Pogoni Szczecin, który przegraliśmy 0:1 z Jagiellonią Białystok. Mogliśmy w nim sprawić niespodziankę, gdyby arbitrzy podeszli nieco inaczej do sędziowania i np. dali rywalom czerwoną kartkę za brutalny faul na Bojarskim. Kartka była ewidentna, ale wideoweryfikacji wówczas nie było, więc Jadze się upiekło. Grając z przewagą jednego zawodnika ten mecz mógł by się inaczej ułożyć. Na dodatek kolega podczas interwencji czysto wybił piłkę, a sędzia uznał, że był fauli na Kamilu Grosickim i podyktował przeciwko nam jedenastkę.

Wiesz, co wyskoczy w sieci, gdy w wyszukiwarce wpiszesz dziś słowa "Hrymowicz gol"?

Tak, wiem (śmiech). Moje trafienie w meczu Pogoni z Górnikiem Zabrze we wrześniu 2009 roku. Przyznam szczerze, że chciałem wtedy zejść w przerwie, bo miałem naciągnięty mięsień przywodziciela, co sprawiało mi problemy przy bieganiu. Straciliśmy głupią bramkę, na dodatek graliśmy w osłabieniu, i to na boisku ówczesnego lidera zaplecza Ekstraklasy. Odebrałem piłkę przed naszym polem karnym, a że miałem trochę wolnej przestrzeni to pobiegłem z nią do przodu.

To był rajd przez całe boisko w końcówce meczu, z minięciem kilku rywali, wyjście sam na sam z bramkarzem i ładny strzał. Prasa napisała wówczas "Maradona z Pogoni".

Kawał drogi do przebiegnięcia był, ale to były czasy, że człowiek miał siły do biegania przez 120 minut. W karierze zdarzały mi się podobne, może nie tak efektowne, rajdy, choć nie zakończone golem, jeszcze we Flocie Świnoujście, czy w Pogoni w meczu ze Zniczem Pruszków.

Wyczyn niezwykły, jak na stopera, którym byłeś przez większość kariery.

Zawsze byłem jednym z większych na boisku w swoim roczniku, jeszcze w UKS 7 Szczecinek, gdzie grałem do pierwszej klasy szkoły średniej. I trenerzy ustawiali mnie jako stopera, jak wówczas mówiło się na środkowego obrońcę. Formacja obronna wyglądała wówczas inaczej, grało się z forstoperem. Ale faktycznie, zwykle grałem w obronie.

Gdy odchodziłeś z Darzboru do Floty w mieście działały dwa kluby, był jeszcze odwieczny rywali Wielim. Dziś, gdy wróciłeś do rodzinnego miasta, jest tylko MKP. Jeden klub to dobry kierunek?

Szczecinek jest niewielkim miastem i trudno utrzymać tu więcej niż jeden zespół, zwłaszcza jeżeli się myśli o czymś większym niż IV liga. A przydałaby się w mieście chociaż III liga, bo po ostatniej reorganizacji grają w niej naprawdę fajne kluby i kibice mieliby gratkę. Jestem w MKP, aby pomóc chłopakom. Kondycyjnie nie narzekam, choć szybkości już nie, zwłaszcza tej początkowej. W Pogoni mieliśmy badania i schodziłem poniżej sekundy na 5 metrów, co jak na stopera było bardzo dobrym wynikiem. A teraz nie wiem, czy wyrobiłbym się w półtorej sekundy. Ale wszystko można jeszcze poprawić.

W polskiej Ekstraklasie nie zagrałeś, ale pół roku spędziłeś w dość egzotycznej z naszej perspektywie lidze bułgarskiej, w Etyrze Wielkie Tyrnowo. Egzotyczny był nie tylko kierunek, ale zwyczaje. Czytałem, że prezes, Turek, miał wam po przegranym meczu grozić w szatni śmiercią, a skład wysyłał trenerowi SMS-em.

Trafiłem tam przez znajomego, po tym jak rozwiązałem kontrakt z Zawiszą Bydgoszcz. Oferowali dobre warunki, a że była to najwyższa liga, to myślałem, że warto spróbować w niej sił, pokazać się z dobrej strony i zostać tam lub znaleźć lepszy klub. To był faktycznie dziwny klub, bo reprezentowaliśmy Wielkie Tyrnowo, a mieszkaliśmy w hotelu Sliven, 80 kilometrów dalej. Tam też graliśmy. Drużyna była międzynarodowa, przed sezonem wymieniono z 20 piłkarzy. Dosłownie w szatni było pół Europy. Inna rzecz, że wypłacono nam tylko jedną, czy półtora pensji. I z dwie premie za mecze. Potem przestano nam płacić. I rozwiązaliśmy kontrakty z winy klubu za zgodą bułgarskiej federacji. Z prezesem jakaś akcja faktycznie była, ale po zremisowanym meczu, gdy starł się z jednym z zawodników, który na zarzut słabej gry odpowiedział, że nie przyjechał tu przegrywać. Może ktoś prezesowi coś źle przetłumaczył

Były lepsze i gorsze momenty w Twojej karierze. A co dziś uważasz w niej za największy błąd?

Poważniejsze kontuzje mnie omijały. Ot, parę rozbitych łuków brwiowych, dwie operacje na kolana. Czego żałuję? Głupich wyborów, złych zmian klubów. Nawet po powrocie z Bułgarii. Były jakieś zaproszenia na testy, bo myśleli, że przyjeżdżam z piłkarskiego trzeciego świata. W polskich klubach do dziś sądzą, że piłkarsko ten kraj nam ustępuje, a nie wiem na jakiej podstawie? Spójrzmy na Liteks Łowecz czy Ludogorec Razgrad. To kluby, które regularnie grają w europejskich pucharach, w fazie grupowej nawet Ligi Mistrzów. Z zeszłym sezonie mierzyli się z Realem Madryt czy Liverpoolem. Moim największym błędem była jednak zmiana menadżera. Miałem niemieckiego menadżera, który załatwiał mu angaż do II Bundesligi, a zdecydowałem się na polskiego menadżera, który prawdę mówiąc niewiele mi pomógł w znalezieniu klubu. A nawet przeszkodził, bo jak się potem powiedział mi prezes Pogoni, że gdyby rozmawiano bezpośrednio ze mną, a nie z nim, to byśmy się dogadali co do kontraktu.

Co byś radził nastolatkom marzącym o karierze w futbolu?

Wiadomo, że wybór kariery piłkarza wiąże się z wyrzeczeniami. Już jako dzieciak musisz się poświecić. Po szkole masz treningi, w weekendy mecze. I tak przez całe lata. Cierpi na tym rodzina. Wielkiego doświadczenia w tym, jak sensownie zmienić klub nie mam, mimo wszystko. Grałem cztery lata na zapleczu ekstraklasy. Ale uważajcie na menadżerów. Mają po 20 zawodników w swojej "stajni", a zarabiać chcą na dwóch. O nich się troszczą, dbają, jeżdżą i negocjują kontrakty. A od pozostałych chcą tylko zgarnąć prowizję, gdy jakiś klub się trafi. Wybierajcie więc nowych ludzi, którzy chcą się wybić i mają 3-4 zawodników, dla których zwiedzą całą Polskę w poszukiwaniu klubu. Skauting wyławia dziś talenty na poziomie juniorów. Mając ofertę warto z niej skorzystać, to naturalna ścieżka kariery. Zespoły Ekstraklasy mają rezerwy na poziomie III ligi, gdzie można się wykazać i z czasem trafić na treningi z pierwszą drużyną, a potem do pierwszego składu.

PS. W tym roku Krzysztof Hrymowicz nie zagra w finale PP, nawet edycji zachodniopomorskiej, w której zespół ze Szczecinka grał przez ostatnie dwa lata i teraz bronił tego trofeum. O wszystkim przesądziły rzuty karne. O ile w poprzedniej rundzie MKP Szczecinek lepiej od Lecha Czaplinek egzekwował serię rzutów karnych, o tyle w meczu 6. rundy z Gryfem Polanów tego szczęścia zabrakło. Sam mecz był bardzo ciekawy, długo prowadził MKP, by na początku II połowy stracić 3 gole (w tym jeden samobójczy K. Hrymowicza). Gospodarze zdołali wyrównać, marnując po drodze rzut karny, którego niefortunnym strzelcem okazał się Adam Jabłoński. Ten sam piłkarz chybił ponownie w serii karnych...

REGIONALNY PUCHAR POLSKI w SPORTOWY24.PL

**Wszystko o

Regionalnym Pucharze Polski - newsy, ciekawostki, wyniki!

**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na szczecinek.naszemiasto.pl Nasze Miasto